Przejdź do treści

Wymiana akumulatora i przykra niespodzianka w Kotle

Jak pewnie zauważyła większość z Was, dnia 5 listopada 2023 r. zniknęły dane online ze stacji w Litworowym Kotle. Spowodowane to było wyczerpaniem się akumulatora zasilającego całą stację (przy spadku napięcia poniżej 10V zabezpieczenie akumulatora automatycznie odcina prąd). Od początku miesiąca śledziliśmy na wykresie jego spadające napięcie i planowaliśmy kolejną wyprawę, mającą na celu wniesienie na górę drugiego, naładowanego akumulatora i podmienienie go z egzemplarzem znajdującym się w Litworowym Kotle.

Niestety projekt cały czas generuje rosnące koszty, w dalszej części artykułu dowiecie się jaki wydatek tym razem nas czeka. Dlatego będziemy wdzięczni za każde wsparcie! Poniżej link do zrzutki na dalsze badania:

Wyprawa odbyła się 12 listopada 2023, a udział w niej wzięli: Kamil Filipowski, Michał Woźniak i Michał Wróbel.

Wyprawę rozpoczęliśmy o godzinie 8, standardowo w Kirach. Z początku warunki nie napawały większym optymizmem, padał drobny śnieg, którego pokrywa przy wylocie doliny Kościeliskiej wynosiła ok. 5 cm, a góry powyżej 1300 m.n.p.m. były spowite gęstymi chmurami. Im wyżej podchodziliśmy czerwonym szlakiem, tym wyraźniej rosła grubość pokrywy śnieżnej, jednak podejście nim nie sprawiło nam większych problemów, gdyż ścieżka była już częściowo wydeptana przez turystów ruszających wcześnie rano na Czerwone Wierchy. Znacznie trudniejsze zadanie czekało nas w miejscu, w którym należy zejść ze szlaku i ruszyć na wschód w stronę Kotłów. Przejście początku ,,letniej ścieżki”, w zimowych warunkach uznaliśmy za niepotrzebnie ryzykowne, więc na miejsce zejścia ze szlaku wybraliśmy zbocze Chudej Turni na wysokości ok. 1820 m n.p.m.

Trudne warunki podczas zejścia ze szlaku

Z tego miejsca zaczęło się żmudne i męczące torowanie drogi w śniegu w stronę Kazalnicy Miętusiej. Po nocnych opadach pokrywa śnieżna na tej wysokości wynosiła 50 cm, a w licznych zaspach około metra. Widoczność nie była zbyt dobra z powodu chmury spowijającej szczelnie góry, wynosiła około 50m i znacząco utrudniała orientację w terenie, którego śnieg pozbawił wszelakich punktów orientacyjnych. Na szczęście w okolicach Kazalnicy Miętusiej, zgodnie z prognozami, pogoda zaczęła się poprawiać, w zachmurzeniu zaczęły się tworzyć luki, widoczność poprawiła się do kilkuset metrów, a śnieg przestał padać. Dalsza część drogi prowadziła zgodnie z wariantem zimowym, czyli zejście na Płaśń pod Moreną, a następnie podejście na Machajówkę i zejście do Litworowego Kotła, gdzie zameldowaliśmy się chwilę po godzinie 12.

Niestety na miejscu czekała nas przykra niespodzianka. Zamiast słupa z anteną i osłoną zastaliśmy tylko złamany kikut, wystający kilkadziesiąt centymetrów ponad śnieg. Wtedy zrozumieliśmy, że misja będzie dużo bardziej skomplikowana i czasochłonna, niż prosta podmiana akumulatora, którą planowaliśmy. Prawdopodobnie złamanie się masztu zbiegło się w czasie z wyczerpaniem się akumulatora i nastąpiło na skutek wiatru, którego prędkość w tamtych dniach dochodziła do 150 km/h. Przystąpiliśmy do okopania ze śniegu pojemnika z akumulatorem i poszukiwań złamanego masztu. Po niecałej godzinie już mieliśmy wszystko na wierzchu, ku naszemu zaskoczeniu plastikowy pojemnik z akumulatorem o wadze 7 kg był przewrócony na bok, co świadczy o potężnej sile wiatru, który spowodował złamanie słupa.

W ciągu kolejnych 2 godzin udało nam się doprowadzić do porządku elementy stacji: naprostowaliśmy antenę, poprawiliśmy mocowania, osłonę przymocowaliśmy na samym czubku masztu koło anteny, trzeba było również zaizolować kabel antenowy, który na skutek upadku uszkodził się przy wejściu do aluboxa oraz poprowadzić i przymocować na nowo kable. Kikut słupa wyciągnęliśmy z ziemi i w jego miejsce wbiliśmy złamaną górną (dłuższą) część pierwotnego masztu, następnie zaklinowaliśmy go w dziurze w ziemi poprzez wbicie tam również jego dolnej części, obydwie części połączyliśmy taśmą izolacyjną. Całość wygląda mocno prowizorycznie, ale w takiej niespodziewanej sytuacji jaką zastaliśmy na miejscu, zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy. Oczywiście nie zapomnieliśmy o planowanym celu naszej wyprawy, czyli wymianie akumulatora i pobraniu danych offline z Termio, działającego cały czas w Kotle.

O godzinie 15 wyszliśmy z Litworowego Kotła na Machajówkę, gdzie złapaliśmy zasięg i odetchnęliśmy z ulgą, gdyż okazało się, że stacja ponownie zaczęła nadawać dane online – elektronika przeżyła upadek z wysokości i pobyt pod mokrym śniegiem. Dane są dostępne w zakładce: https://mrozowiska.pl/dane/ Warunki pogodowe podczas powrotu były bardzo dobre, nad Tatrami wyszło czyste niebo i mogliśmy rozkoszować się pięknymi widokami zachodu słońca w zimowej scenerii. Wróciliśmy do szlaku po własnych śladach, a następnie prosto do Kir, gdzie zameldowaliśmy się kilkanaście minut po godzinie 18.

Co dalej? W planach mamy skonstruowanie ulepszonego słupa, który wytrzyma niekorzystne warunki atmosferyczne. Koszt takiego profesjonalnego masztu to prawie 1000 zł, czekamy jeszcze na potrzebne zgody ze strony Tatrzańskiego Parku Narodowego aby ruszyć z jego realizacją. Chcielibyśmy wymienić słup jak najszybciej, gdyż obecnie przez złamanie najwyższa wysokość na jakiej możemy mieć osłonę i antenę to ok. 2,2-2,3 m, czyli zdecydowanie za mało żeby uniknąć zasypania przez śnieg w zimę. Głównym problem wydaje się wniesienie takiego słupa w warunkach zimowych – będzie to niebezpieczne i bardzo wymagające. Wyjątkowo mamy nadzieję na mocną odwilż i tak jak w zeszłym roku jeszcze jesienne warunki na początku grudnia. Trzymajcie za nas kciuki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *